5/25/2014

One Part by Carmen Verdas

Pewne małżeństwo z dzieckiem, a dokładniej córką spacerowało po plaży. Byli zadowoleni i szczęśliwi swoją obecnością.
- Mamo, możemy iść na plac zabaw? – spytała 5-letnia dziewczynka.
- Dobrze kochanie, ale pod warunkiem, że będziesz grzeczna, tak? – zapytała zatroskana matka.
- Tak. – powiedziała uradowana i przytuliła się do rodzicielki.
- No to chodźcie. – oznajmiła. Szli w ciszy, gdy doszli mała pobiegła na huśtawkę, a rodziców zostawiła samych. Leon zatrzymał się i pocałował Viole, a jego ręce powędrowały na jej talię, zaś jej na jego szyję.
- Leon, nie przy dzieciach. – powiedziała kobieta stojąc w tej samej pozycji.
- Dobra – przytuleni do siebie ruszyli do ławki, na którą zresztą usiedli. Po 30 minutach przyszła ich mała córeczka. Była cała czerwona i zdyszana.
- Co się stało Viven?
- No bo ten chłopczyk… – wskazała go ręką – on zwalił mnie z huśtawki.
- A stało ci się coś – zapytała, a Viven pokręciła głową – No widzisz czyli nie ma o co robić afery.
- Jak nie. – odezwał się Leon
- Oj ty to zawsze masz problem. Ze wszystkimi i ze wszystkim, a w szczególność jeśli chodzi o mnie.
- A co mam nie być zazdrosny? – zapytał z wyrzutem
- To ty to powiedziałeś. – oznajmiła i zwróciła się w jego stronę
- Nie ty to powiedziałaś tylko innymi słowami.
- Dobra, skończmy i chodźmy do domu.- zwróciła się do obojga i pociągnęła ich za ręce. Gdy dotarli do domu Viven podła na kanapę i momentalnie zasnęła.
- Leon zanieś ją do pokoju, proszę. – poprosiła, a on momentalnie spełnił jej prośbę, gdy wrócił kolacja już prawie gotowa.
- Pomóc ci w czymś? – spytał Leon po wejściu do kuchni.
- Nie. - odpowiedziała po chwili zastanowienia – Chociaż… Możesz nakryć do stołu.
- Okey. – odpowiedział obojętnie.
 
Po skończonej kolacji udali się do salonu.
- Obejrzymy film? – zaproponował Leon.
- Spoko, a jaki?... Chociaż wiem… Horror, tak?
- Jak ty mnie znasz. – powiedział i przytulił ją.
- Dobra włączasz ten film?
- Tak. – włożył płytę do odtwarzacza i usiadł obok Violetty. Nagle do Leona przyszedł                 e-semes, a jego treść brzmiała tak:
 
                                                        Włącz 1 program w TV!!! Już!!!
                                                                                                          Ludmi J
 
- Jezu, co ona chce?
- Kto?
- Ludmiła.
- A co?
-Kazała mi włączyć telewizję.
- A co dziś jest za dzień? – spytała przerażona Violetta
- Sobota.
- Dawaj! – wyrwała mu pilot. I włączyła program. – Patrz to Ludmi!!! – powiedział, a raczej krzyknęła.
- No przecież ślepy nie jestem.
- No, ale głupi tak!!!
- Nie mów tak do taty on ci nic nie zrobił. – przybiegła Viven i wdrapała się Leonowi na kolana
- Dobra!!! – krzyknęła i poszła do swojej sypialni
 
- Dobra robota – szepnął Leon i przybił piątkę swojej córce.
- Ale nie sądzisz, że się obrazi? – spytała nie pewnie Viven
- O to chodzi będzie miała większą niespodziankę – wytłumaczył  – Okey teraz idziemy spać, tak?
- Nie
- Tak i to już
- Nie
- Ach tak panience nie chce się spać… - powiedział i zaczął ją łaskotać
- Dobrze… Już… Tatusiu… Przestań… Proszę
- Wiesz o tym, że jak tak mówisz to zawsze ci ulegam. Tak samo jak twojej mamie. – powiedział i przestał ją łaskotać.
- Wiem.
- A teraz chodź się położyć, bo jutro nie zrobimy mamie niespodzianki.
- Okey. – poszli na górę. Leon położył Viven spać, a sam poszedł pod prysznic. Potem poszedł do sypialni. Zastał tam swoją małżonkę w łóżku, czytającą gazetę. Położył się na łóżku i wziął książkę, którą zaczął czytać.
- Leon, przepraszam – odezwała się po chwili Viola, a on odłożył książkę i odwrócił się do niej plecami – No Leon, przepraszam!!! – krzyknęła.
- Obudzisz za chwilę Viven.
- Ale… ale…
- Ale co? – Violetta nic już nie odpowiedziała – Też tak myślałem.
Po chwili oboje już spali.
 
Rano Violettę obudziły głosy śpiewanej piosenki, którą można usłyszeć na urodzinach, czyli Sto lat. Niechętnie otworzyła oczy, a tam jej mąż wraz z córką.
- Z jakiej to okazji, a po za tym to czy wy nie byliście na mnie obrażeni? – zapytała podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Z okazji twoich urodzin, a to co wczoraj to był tylko podstęp.
- Ale wiecie, że nie musieliście, bo najlepszym prezentem jest to, że tu jesteście. – wyznała.
- Dobra skończ ten monolog. – powiedział Leon, a Viven pociągnęła go za kawałek koszuli.
- Tato, co to jest monolog? – zapytała mała Viven.
- To taka długa przemowa.
- Rozumiem…
- Dobra dajcie mi chwilę na ubranie się i zaraz przyjdę, tak? – w odpowiedzi tylko pokiwali głowami.
 
Gdy Violetta weszła do łazienki zobaczyła piękną sukienkę od Chanel.
- Aaa!!! – krzyknęła ze szczęścia – Leon!!! – a on jak na zawołanie przybiegł.
- Co?! – spytał dusząc.
- Piękna, dziękuję!!!
- Nie ma za co, w końcu to… - nie mógł dokończyć, bo szatynka przerwała mu pocałunkiem.
- Dobra, a teraz wynocha!!! – wypchnęła go za drzwi.
 
- Viven, chodź tu! – zawołał Leon swoją córkę.
- Tak tatusiu? – spytała słodko.
- Pomożesz mi nakryć do stołu?
- Tak. – po skończeniu czynność Viola zeszła na dół.
- To dla mnie? – zapytała zszokowana.
- Tak, a nie podoba ci się? – zapytał Leon i złapał ją w tali. Z to ręce Castillo powędrowały na tors Leona. Verdas pocałował namiętnie Violettę. W pewnej chwili ich mała córeczka zachrząkała, oni natychmiastowo się od siebie oderwali.
- Od kogo ty się tego nauczyłaś? – spytała Castillo kucając przy córce.
- Od dziadka. – powiedziała dumna siebie, a Leon zaśmiał się pod nosem.
- A ty się tak nie śmiej Verdas – powiedziała żona Leona nie odrywając wzroku od Viven.
- Ale… Jak… Ty – Leon zaczął mówić monosylabami.
- Po prostu dobrze cię znam Verdas – powiedziała słodko, oprócz  słowa Verdas.
- Kocham cię, mamusiu.
- Ja ciebie… - w tej chwili Violetta zasłabła. Obudziła się dopiero w szpitalu. Przy łóżku zobaczyła Leon ze łzami w oczach.
- Leon… - powiedziała prawie nie słyszącym głosem.
- Tak Violu?
- Co się stało?
- Zasłabłaś.
- Dlaczego?
- Kochanie…
- Leon mów! – powiedziała głośniej, ale nadal cicho.
- Wiedziałaś, że masz raka?
- Co?! Ale jak to?!
- Masz raka i to w stopniu zawansowanym.
- Co to znaczy? – spytała przerażona Violetta.
- To znaczy, że zostało ci nie wiele czasu. – powiedział łamiącym się głosem.
- A wiadomo mniej, więcej ile?
- To może stać się w każdej chwili.
- A jest z tobą Viven?
- Tak jest z Lu na korytarzu. Zawołać ją?
- Przyprowadź je obie.
- Ale wiesz nas tu jest o wiele więcej.
- To znaczy kto?
- To znaczy wszyscy.
- Miło. – wymusiła uśmiech na swojej twarzy. Leon na chwilę wyszedł, ale po chwili wrócił z całą paczką.
- Violu jak się czujesz? – zaczęła ją tulić Fran łącznie ze wszystkimi, tylko najważniejszych osób nie było, a dokładniej Leon i Viven, którzy stali z tyłu. Viven tuliła się do Leona z przerażoną twarzą. Po paru minutach rozmowy i uścisków wszyscy wyszli. Zostali tylko Leon i Viven. Za szybą Violetta dojrzałą swojego ojca i ciotkę z kamiennymi minami. Weszli zamienili kilka zdań z Violą i poszli. W końcu Viven podeszła do łóżka i wdrapała się na nie po stołku, który stał obok.
- Mamusiu jak się czujesz? – przytuliła się do Castillo.
- Dobrze kochanie to dzięki temu, że tu jesteście. – uśmiechnęła się, a Leon do niej podszedł, usiadł na krześle i złapał rękę Violetty.
- I zawsze będziemy, tak? – Violetta tylko pokiwała głową, Leon zbliżył się do niej i pocałował. Viven wiedziała, że jej mama może w każdej chwili umrzeć, więc nie chciała im przeszkadzać. Posunęła się na koniec łóżka. Jak na tak małą dziewczynkę Viven była bardzo mądra i odważna, po chwili jej rodzice oderwali się od siebie, a ona tylko zaklaskała w ręce.
Oni zaczęli się śmiać. Violetta wiedziała, że ten moment się już zbliża. Przyciągnęła Leona za koszulę i namiętnie pocałowała. Potem przytuliła ich dwójkę. Położyła się.
- Kocham was i nigdy nie przestanę… - powiedziała, a jej powieki zamknęły się. Na monitorze jednej z maszyn, do których byłą podpięta pojawiła się linia prosta. Leon i Viven wiedzieli już co to znaczy. W oczach Leon można było zobaczyć łzy. Viven bez słowa przytuliła ojca najmocniej jak potrafiła, ten oddał uścisk równie mocno.
- Tato, mama zawsze będzie tu. –pokazała palcem na jego serce.
- Wiem… - uśmiechną się słabo
 
 
Dziewczynka w czerwonym płaszczyku i bereciku w kolorowe kwiatki zgubiła się na ulicy pełnej ludzi.
- Kochanie, gdzie byłaś?
- Zgubiłam się tatusiu, ale mnie znalazłeś – przytuliła się do ojca.
- Idziemy jeszcze do mamy i wracamy do domu. – Do tego pustego domu. ~ pomyślał.
 
Na cmentarzu położyli kwiaty i zapalili znicz na grobie Violetty. Tej radosnej, szczęśliwej, nigdy się nie skarżącej, zadowolonej z życia Violetty.
- Nigdy nie odejdziesz będziesz tu – szepną do siebie ojciec małej Viven, pokazując na swoje serce.

2 komentarze:

  1. Anonimowy25/5/14

    świetne One Part

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :')
    Smutnyyy strasznie :"(
    Przy końcówce płakałam :/

    OdpowiedzUsuń

Theme by Violett